Dziękuję wszystkim za miłych słów po publikacji ostatniego blogu.
Powoli wracam do zdrowia.
W tym najnowszym odcinku chciałbym napisać o tych innych chorych
ludziach, z którymi spędziłem mój czas w szpitalu, oraz moich wrażeniach o
życiu po tym trudnym okresie mojego życia.
Pierwsze dwa dni leżałem w sali pooperacyjnej. Nikogo nie mogłem
zobaczyć, ale słyszeć, tak. Pielęgniarki często rozmawiali z Panem Ryszardem,
dwa łóżka ode mnie, ale z tego którego był obok mnie, nic nie słyszałem.
Pierwsze dni tak żle się czułem, że miałem głównie wewnętrzną rozmowę z sobą,
niż z innymi.
Ale w następnych osiemnastu dniach, spędziłem mnóstwo czasu z wieloma
innymi pacjentami, na dobre i na zły, i o tym teraz piszę.
Po dwóch dniach, robiąc ranną odprawę, lekarzy sprawdzili moje oczy
(krwiaki wywierają nacisk na mózg i oczy, więc dziwili się, że byłem w tak
dobrym stanie bo mój krwiak dużo był) i pokazałem im mój język i ruszałem
palce. I nagle lekarz - któremu dałem przydomek, ‘Brodaty Lekarz’ - kazali mnie
wypuścić tą salę bo nie byłem nadal w tym pierwszysm krytycznym stanie.
Jak w szkole, nikt nie chce być nowym studentem, również w szpitale.
Byłem bardzo słaby, i ciągle miałem okropne migreny więc nie dużo rozmawiałem w
tym pierwszym dniu z czteroma facetami na ósemce. Wszyscy już się znali, byłem
w bólu i przecież, trochę wahałem wytłumaczyć, że jestem obcokrajowcem, albo
powiedzieć coś źle po polsku. Większość
pacjentów mówili z bardzo głębokimi akcentami, i jak mówili, może zrozumiałem
co trecie słowo i im powiedziałem z tymi magicznymi polskimi słowami ‘no…no…no
no, no… no.’
Było przypomina dla mnie, że nie wszyscy mówią w tym, powiedzmy,
czystym warszawskim stylu jak większość moich znajomych albo kontaktów
biznesowych. Więc przypomniało mnie dobrze, ze nie ma jednej jednolitej Polski,
gdzie wszyscy mówią, myślą i wyglądają tak samo. Kilka lat temu częściej
podróżowałem po Polsce niż teraz i w szpitalu zrozumiałem, że jakoś tak trochę
zapomniałem o tym fakcie. Przypomniało mnie dodatkowo, jak trudne jest życie
obcokrajowca w nowym kraju i w trudniej sytuacji. Ale mam to drugie wrażenie
częściej!
W jedną niedzielę obudziłem powoli, słysząc muzykę Mszy. Lubię mszy,
chociaż nie jestem ani katolickim ani prawdziwym wierzącym. Lubię tę monotonię
muzykę i strumień mieszanych słów na takim dokładnym tempie co mamy na mszę. Śpiący
po ciężkiej nocy, nie mogłem otworzyć oczy, ale miałem wrażenie, że może
pacjenci zrobili mszy w korytarzu. Łoł, myślałem, co za kraj. Co za wierność.
Ale nie, w moim pokoju, o szóstej rano, siedział ‘Pan Telewizor’ który oglądał
program religijny na telewizji.
On kochał ten telewizor! |
Był dla mnie bardzo ciekawy, spędzić 18 dni z takimi różnymi ludźmi z
różnych część Polski. Ale były gorszy momenty, na pewno…
W ciągu nocy jakiś dźwięk obudził mnie. Co to było? Ach, zmęczony
jestem i boli mnie głowa. Brzmiało jak szeleszczenie papieru, z strzałami z
moździerzy kiedy głęboko mój sąsiad oddychał. To było okropne chrapanie starszego
pana obok mnie, i wtedy nazywałem go ‘Pan Mors’. Pierwszy rzut oka, widziałem,
że będę z nim miał problem. Na szczęście w następnym dniu odszedł.
W następnych dniach, szybko się orientowałem, kto będzie chrapiącym
morsem, a kto wyglądał OK. Młodzi generalnie byli dobrze, ale im większy ten
pacjent, mniej więcej tym gorzej chrapanie było. Ale nie zawsze! W ostatnim
dniu, gruby pacjent obok mnie miał magiczny talent, zasnął jak leżał na
plecach, z ręką nad twarzą i chrapnął jak sędziwy i zdesperowany dzięcioł w
lesie. Potrafił chrapać przez dwie godziny bez ani prezerwy i ani ruchu.
‘Pan Zrzęda’ z którym spędziłem
tydzień w dwóch innych pokojach, często obudził się w nocy, mówiąc, ‘o k----’.
Jeżeli tego nie mówił na początku, kwękał o czymś, świstał cicho, i na końcu
zawsze gwarancja była taka, że przeklinałby na głoś. Nawet używając słuchawki i
poduszkę, słyszałem atak tych bąków i chrapanie cały czas.. i oczywiście, jak w
wojnie, miałem używałem swoją artylerię
w obronie sobie!
Sam wśród wielu |
Ludzie wchodzili i wychodzili ale pierwsza część spędziłem z Panem
Telewizorem, Panem Struśem i Panem Zrzędą. Nie mogłem cierpieć tego Zrzędy, ale
Struś i Telewizor nic mu nie mówili, i oni rządzili ten pokój. Cały czas to
narzekanie, cały czas krzycząc jak dali mu zastrzyk. Ai! Ai! Mówił. Leżałem obok niego prawie 24 godzin dziennie,
i zacząłem mieć fantazję, w której wrzuciłem go od okna, i wreszcie mógłbym
spać dobrze. Wiem, że to brzmi gwałtowny, ale proszę bierz pod uwagą, że
leżałem tam z ostrą pękniętą głową oraz wstrząśnieniem mózgiem, i kto wśród
moich ukochanych czytelników, nie leżał przynajmniej raz w ich życiach, myślący
o zemście do tych, którzy chrapią obok ich? Kobiety – przyznajcie!
Zdziwiło mi się, ale wszyscy mieli swoje problemy w tym szpitalu, w
pewnym sensie, każdy człowiek właściwie był ‘samoistną wyspą’ (z wiersza
Brytyjczyka John Donne) i
ciągle wróciłem do sceny w książce ‘Nadzy i Martwi’ przez Normana Mailer, w
której leże ranny żołnierz Minetti w szpitalu, jednocześnie nienawidząc tych
innych rannych mężczyzn ale jakoś z nimi mając jakieś powiązanie.
W szpitalu masz dużo czasu myśleć i kontemplować. Ci ludzie wokół
ciebie zostają częścią twojego życia. Nie znacie ich, ale oni mają większy
wpływ na ciebie niż nawet twoje ukochani lub bliscy.
Nawet, że w pierwszych dniach nienawidziłem Zrzędę. Nawet ze nie mogłem
tego człowieka cierpieć, znalazłem się w ostatnich dni dbając o nim, idąc po
pielęgniarkach dla niego, pomagając mu z jedzeniem, rozmawiając z jego synem. Jakoś
tak, przyzwyczaiłem do jego cech.
Zaakceptowałem go. Kochałem jego.
Autoportret 'Ból i Smutek' |
Pan Struś widział chyba, że czułem samotny w tych pierwszych dniach.
Zacząłem mieć trudne migreny bo krwiak tam był w mojej głowie. Wziąłem lekki
przeciwbólowe ale po kilku godzinach przestały działać. A wtedy się zaczynał,
nie mogłem mówić, nie mogłem ruszyć, nie mogłem słyszeć niczego, bez okropnego
bólu w głowie. Wiedziałem, że w mojej głowie był dużo krwiak, który naciskał na
mój mózg, i to powodował te migreny. Struś pytał dziennie, jak głowa Panie
Patryku, jak się Pan ma? Mogę iść po pielęgniarkach, no? Miałem żal do niego na
początku, daj mi spoko boże, jak odkręciłem sobie w pościele i przykleiłem
cicho, ale powoli zacząłem na niego polegać. Dał mi siły. Dał mi doradztwo.
Dał mi pomóc. Kochał mnie.
Już większość pacjentów mieszali się w mojej pamięci. Kolekcja różnych
twarz, różnych problemów i operacji, ale niektóre rzeczy są dla mnie nie do
zapomnienia. W pewnym momencie byłem bliżej do tych nieznajomych niż do innych.
Byłem bliżej do zrozumienia kondycji człowieka, do tajemnicy życia, niż byłem w
moim życiu. Chwilowo, w momentach, krótkie sekundy, ale był tam coś, blisko
byłem, do większej miłości czegoś innego.
Pisałem w moim zeszycie, że nigdy nie chcę tych momentów, tych ludzi, z
tego co nauczyłem o sobie, zapomnieć.
Napisałem, co zrobiłbym, gdyby operacja się udała i mógłbym wyjść ze
szpitalu. Jak w końcu zrozumiałem, że drobne sprawy w życiu są bezcenne.
Spacery w parku, oglądanie filmy w kinach,
czuć słońca na skórę i smak dobrego jedzenia. Za tymi rzeczami tęskniłem
bardziej niż wszystko.
Płakałem powoli, myśląc o mojej rodzinie. Za moim bratankiem Samem
którego kocham jakby był mój syn. Napisałem w zeszycie do niego, że gdybyśmy
nie się znali na przyszłości, ze on musi kochać z pełnego serca tych, do
których blisko jest i będzie. Na zawsze. Napisałem, że miał bądź zawsze miłośnikiem
życia, ludzi, miejsca, kultury. Ponieważ za tymi elementami tęskniłby, gdyby
był na końcu swojego życia. Napisałem do niego, że nic jest najważniejszy niż
rodzina i bliscy. Nic, po prostu nic.
Napisałem, że gdbym mógł wrócić zdrowo zmieniłbym moje życie. Że przyznałbym,
z czego się boję lub bałem. Że zrobiłbym tego, z którego unikałbym. Że pisałbym
więcej, że wziąłbym psa od schroniska, że ustatkowałbym się, gdybym mógł tylko
wyjść normalnie ze szpitalu, że jadłbym mniej i lepiej, że kochałbym życia i
życzyłbym odpowiednie.
Także byłem w szoku na reakcję innych do mojej sytuacji. Dostałem kartę
i czekoladę o moich przyjaciół z Anglii. Pszczółka Maja była u mnie
kiedykolwiek, była siła i Dostałem
dziesiątki smsów dziennie od przyjaciół polskich i angielskich, od dobrych
przyjaciół i od prawie nieznanych ludzi. Wszyscy chcieli mnie odwiedzić, ludzie
zadzwonili do przyjaciół w tek kliniki, żeby upewnić się, że dbali o mnie (No
cóż, jesteśmy w Polsce!). Mój ojciec
wrzucił wszystko i poleciał natychmiast do Polski i wraz z Pszczółką stworzyli
mały zespół dedykowany do mojej zdrowy.
Mój ojciec sprawdza pracę lekarza |
Zrozumiałem, że ta miłość którą posiadam dla innych jest wielu razy
głębszy niż myślałem. Rozumiem teraz, to co jest napisany w biblii, że z nich
zaś największy jest miłość, bo z lepszą definicją miłości spotkałem w tym
szpitalu.
Widziałem ból mojej mamy, jak pierwszy raz widziała mnie w szpitalu.
Jeszcze nie jestem ojcem, ale w tym momencie miałem wrażenie, że lepszy
zrozumiałem miłość rodziców dla dzieci niż kiedykolwiek w moich ostatnich
trzydziestu dwóch latach.
Wróciłem do nich |
Ale już jakiś czas minęło. Nie mam, do tej pory, żadnych komplikacji. Czuję się OK. W pewny sensie, wszystko się zmieniło ale nic nie
zmieniło.
Widzę różnicy w sobie. Subtelne różnicy. Byłem bardziej cyniczny przed
tą operacją. Miałem mniej empatii dla innych. Teraz płaczę o prawie wszystko na
telewizji! Robię medytację bo chcę znaleźć spokój w sobie. Kupiłem sobie
mnóstwo książek z internetu, bo chcę dowiedzieć się więcej o świecie, nie chcę
marnować moment tego bezcennego życia. Pomagam innym więcej.
Za to, za odkrycia nowej miłości dla moich bliskich i dla świata, jestem
wdzięczny za ten wypadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz